Felix felicis, konie i głos serca ♥️

Nie wiem, czy lubisz Harrego Pottera, ale ja bardzo. Bodajże w przedostatniej części, Harry ma do wykonania zadanie zdobycia wspomnienia jednego ze swoich profesorów, które ma mu pomóc zrozumieć swoją przeszłość i pokonać Voldemorta. Wykorzystuje do tego magiczny eliksir, Felix Felicis, czyli płynne szczęście. Po wypiciu, nagle wie, co ma zrobić i dokąd się udać, ma taką wewnętrzną pewność o słuszności podejmowanych przez niego działań, mimo, że nie do końca jest to logiczne. 

Konie są dla mnie takim Felix Felicis. Mimo, że nie robimy nic szczególnego – czyszczenie, spacer, trawka, po prostu wspólne bycie, w jakiś niezwykły dla siebie sposób sprawiają, że po pobycie z nimi reguluje się mój wewnętrzny kompas. Pojawia się pewność, głos, który mówi jesteś na dobrej drodze, wytrwaj. Nie zawsze będzie łatwo, ale masz wiele do zaoferowania. I ten głos, głos serca, kiedy już się go usłyszy i rozpozna, strasznie trudno zignorować, mimo, że czasem jest w sprzeczności z tym, co mówi rozum.

Długo się zastanawiałam, jak wyjaśnić, na czym polega fenomen pracy rozwojowej  z końmi. W facylitacji mówimy, że konie pomagają zajrzeć pod maski, które zakładamy na co dzień, ale ja szukałam własnych słów na opisanie tego, jak to czuję. Dzisiaj w końcu je znalazłam. To jest tak, jakby konie otwierały jakiś portal, jakieś drzwi, za którymi przez chwilę DOŚWIADCZASZ siebie, takim jakim jesteś naprawdę, tego co jest dla Ciebie ważne, czego chcesz. Doświadczasz tych części siebie, do których, z różnych powodów, nie masz na co dzień dostępu. Kluczem jest to doświadczenie, a więc poczucie siebie. Bo jednym jest mówić o maskach, czymś zupełnie innym doświadczyć, tego co pod maską. A potem już trudno Ci to doświadczenie zapomnieć. A kiedy próbujesz zapomnieć, to nie daje Ci spokoju. Przynajmniej mnie. A im więcej czasu z spędzasz z końmi, tym łatwiej te drzwi otworzyć i być w tej przestrzeni, w głębokim kontakcie ze sobą. 

I chyba właśnie dlatego, kiedy, już prawie dwa lata temu, zastanawiałam się, czy wybrać “tradycyjną” szkołę coachów czy szkołę facylitatorów rozwojowych z końmi, głęboko zajrzałam w siebie i poczułam, że bez koni nie byłabym tu gdzie jestem, a już na pewno nie tak szybko i że to jest doświadczenie, które chciałabym oferować innym.