4 i pół godziny. Właśnie tyle zajęło mi wycinanie wszystkich yyyy i mmmmm. A potem jeszcze dodanie wstępu i zakończenia. I złożenie odcinka podcastu w całość. UFF! Koniec. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Poczułam ulgę i radość. I nie ukrywam, że lekką dumę również. W końcu po raz pierwszy obsługiwałam ten program do obróbki dźwięku zupełnie samodzielnie. Wyglądało na to, że poszło całkiem dobrze. Wyrenderowałam i zapisałam na dysku. Ale kiedy wieczorem zaczęłam słuchać, szybko wyszło na jaw, jak bardzo się wcześniej myliłam. Część się ucięła i znikła, pewne fragmenty zamieniły się miejscami. Czary???? A w dodatku, kiedy próbowałam coś naprawić stało się jasne, że najszybciej będzie zacząć od nowa. No i ogarnęła mnie złość. Jednak zamiast krzyczeć, na co miałam wielką ochotę, wyciągnęłam wnioski i zaplanowałam, że wstanę raniutko, o 6, i się za to wezmę.
Ale kiedy obudziłam się rano o tej 6, pierwsze co poczułam to znajome zmęczenie i ból ciała. Te same, które niezawodnie pojawiają się za każdym razem, kiedy przeginam z ilością godzin przy komputerze. I pomyślałam, że już tego nie chcę. Nie chcę, żeby było jak na etacie. I wtedy, kiedy stawiałam stronę – dwa tygodnie ciurkiem przy kompie, a potem tydzień dochodzenia do siebie z absolutnym ekranowstrętem. Bo mój organizm zawsze, skrupulatnie odbierze sobie to, czego mu poskąpiłam.
Właśnie taki miałam schemat działania. Musi być zrobione do końca i wtedy mogę odpocząć. Albo, co gorsze, przystąpić do kolejnego zadania. Nie ważne, jakim kosztem. Takie podejście było mi potrzebne, kiedy byłam na etacie i brałam na siebie dużo, a potem musiałam się spinać, żeby zdążyć. Ale przecież nie po to zrezygnowałam z etatu, żeby tkwić w tym co było. Miało się zmienić na po mojemu. Miało być spokojniej i wolniej. Bo z energią w życiu jest jak z energią podczas jazdy rowerem. Kiedy ciągle zwalniasz i przyspieszasz zużywasz jej najwięcej. Ale kiedy jedziesz równym tempem możesz jechać szybciej i się tak nie męczysz. I pod górkę też łatwiej podjechać.
Więc jak zmienić schemat?
Krok pierwszy: uświadom sobie swój schemat
To co opisałam powyżej to właśnie pierwszy krok do zmiany.
Potrzebujesz uświadomić sobie, że działasz według określonego schematu i że ten schemat już się nie sprawdza. Nie jest to łatwe w codziennym pędzie. Warsztaty i sesje rozwojowe z końmi są w tym bardzo pomocne, ponieważ oferują fizyczne doświadczenie oraz czas i przestrzeń na zauważenie i omówienie. Ja kilka swoich schematów odkryłam właśnie w ten sposób. Ale czasem dochodzisz do granicy, jak ja w powyższym przykładzie. Zaczynasz czuć złość albo opór, albo jedno i drugie. I to jest sygnał, że coś tu nie gra. To jest ten moment, kiedy trzeba się zatrzymać i temu przyjrzeć.
- Co Ci nie pasuje?
- O jakich niezaspokojonych potrzebach informuje Cię ta złość?
- Czego już nie chcesz?
Nazwij to. I przede wszystkim wykorzystaj te emocje. Niech Cię niosą. Potrzebujesz ich żeby stworzyć nowe połączenie w mózgu lub przebudować stare. A schemat działania to właśnie utrwalone połączenie w mózgu.
No dobrze. Już wiesz, czego nie chcesz. Więc przechodzimy do kolejnego kroku.
Krok drugi: ustalasz, co wymaga zmiany
Wyobraź sobie, jak chcesz, żeby było. A potem odpowiedz na pytania:
- Co potrzebujesz zrobić inaczej, żeby to osiągnąć?
- Zastanów się, co zyskasz? Określ to dla siebie i zapisz.
- I poczuj to, co będziesz czuła, kiedy to osiągniesz.
To Cię będzie motywować do zmiany. Na przykład, kiedy ja zmienię mój schemat i nauczę się zjadać słonia po kawałku, to odzyskam spokój i będę bardziej efektywna. Dzięki temu zyskam też czas. I odpocznę, a więc zadbam o swoje zdrowie. I kiedy o tym myślę, to czuję radość i wdzięczność dla siebie. I sprawczość.
Krok trzeci: zmieniasz
Wdrażasz plan w życie. Konsekwentnie robisz coś inaczej niż dotychczas. Weźmy mój przykład. Zamiast rzucać się w wir pracy, pozwoliłam sobie odpocząć i zrobić inne, zaplanowane wcześniej rzeczy. Udałam się na spotkanie, choć w głowie zaświtał już pomysł, że może jednak powinnam je odwołać. Po powrocie przygotowałam obiad i pogadałam z dzieckiem. A potem na spokojnie wróciłam przed ekran komputera. I okazało się, że jednak nie muszę zaczynać od nowa. Odpuściłam presję, ochłonęłam i znalazłam sposób, aby naprawić, to co się wysypało. Co więcej, nie zabrało mi to tyle życia, ile obawiałam się, że zabierze.
Inny przykład. Zaobserwowałaś już, że koniecznie musisz posprzątać mieszkanie lub zrobić coś pożytecznego, może dla innych, żeby zasłużyć na chwilę dla siebie. A kiedy kończysz sprzątać, to brak Ci już sił, żeby to coś dla siebie zrobić. Brzmi znajomo? Następnym razem świadomie i z determinacją odwróć kolejność. Najpierw zrób coś dla siebie, a potem posprzątaj. A potem podziękuj sobie, poczuj wdzięczność dla siebie, że tego dokonałaś – przejęłaś kontrolę nad swoim schematem, pokazałaś mu kto tu rządzi, zostałaś panią swojego życia! Poczuj radość i dumę. Możesz podskoczyć albo wydać z siebie okrzyk zwycięzcy. I zanurz się w tych dobrych emocjach jak w ciepłej, pachnącej ulubionym olejkiem kąpieli. Dzięki temu utrwalisz nowy wzorzec.
Daj sobie czas.
Kiedy stosujesz jakiś schemat przez długi okres czasu to w Twoim mózgu funkcjonują nie ścieżki tylko betonowe autostrady. I żeby je przebudować lub wyznaczyć nowe trasy potrzebujesz uważności, konsekwencji i czasu. W momentach zmęczenia będziesz wracać na znane tory. Za każdym razem, kiedy się na tym złapiesz, zatrzymaj się. Kiedy usłyszysz ten głos, który powtarza w Twojej głowie, że potrzeby innych są na pierwszym miejscu albo że musisz udowodnić swoją wartość ciężko pracując, albo: tutaj wstaw swoje, wysłuchaj go. A potem ze spokojem przypomnij, co o tym myślisz i dobitnie oznajmij, że jednak wybierasz to, czego TY chcesz. Im częściej podążasz nową ścieżką, tym trwalszy staje się ten nowy szlak w mózgu. A głos w głowie będzie coraz cichszy. Aż w końcu dojdzie do wniosku, że nie ma tu już nic do powiedzenia i zamilknie na zawsze.
Zdjęcie: Javon Swaby, Unsplash