Sherlock i złość, czyli praca z emocjami w praktyce

Każda codzienna sytuacja może pomóc Ci lepiej rozumieć siebie

Zazwyczaj nie oglądam seriali, aby uniknąć sytuacji, o jakiej śpiewa Kazik Staszewski: “Nie mam na nic czasu, bo oglądam seriale.”

Niemniej ostatnio dałam się namówić mojemu mężowi na Sherlocka, tego z Cumberbatchem i Freemanem. No i wpadłam jak śliwka w kompot. Serial według mnie świetny, no a poza tym akcja rozgrywa się w Londynie (co rozbudziło we mnie tęsknotę za tym wyjątkowym miastem i chęć ponownego odwiedzenia go), aktorzy mówią z pięknym brytyjskim akcentem, no i brytyjski humor też jest. Ale przecież nie o serialu ma być ten wpis tylko o tym, jak pracuję z emocjami. 

Co ma piernik do wiatraka zapytasz? Już wyjaśniam. Obserwuję, że jak już się ma odpowiednie narzędzia – uważność, dostęp do emocji, świadomość swoich myśli, to właściwie każde zdarzenie może stanowić sytuację, w której możemy się uczyć lepiej rozumieć siebie i rozwijać. Tak, nawet serial. 

Po czym poznasz, że to właśnie ta sytuacja? 

Masz tak czasem, że jakaś scena budzi w Tobie nagle silne emocje? Robi się trudno, ścisk w klatce piersiowej, łzy cisną się do oczu? W ogóle nie rozumiesz, o co chodzi?  Co takiego jest w tej scenie, że tak mocno mnie porusza? (emocje  z łaciny to e movere – w ruchu). No bo co może być poruszającego w scenie, gdzie facet po prostu rozwala pustą trumnę? No więc właśnie w Sherlocku jest taka scena z trumną i ona mnie totalnie obezwładniła. Kiedy ją zobaczyłam poczułam uścisk w gardle, łzy napłynęły mi do oczu. Odtwarzałam ją sobie kilka razy i za każdym razem było tak samo. Byłam zupełnie zdezorientowana. Z jednej strony totalnie zauroczona – nie mogłam przestać jej oglądać. Z drugiej tak bardzo wewnętrznie poruszona. 

Czy musi być tak trudno? 

Doskonale Cię rozumiem. Ja też nie lubię, kiedy jest trudno. Ale obserwuję, że to właśnie te momenty, kiedy czuję coś trudnego prowadzą mnie do lepszego zrozumienia siebie. Dlaczego? Ponieważ jeśli coś tak mocno mnie porusza, to najprawdopodobniej dotknęło czegoś ważnego. Jakiejś części we mnie, która dopomina się o zauważenie, wysłuchanie i zaopiekowanie. Czasami zajmuje to chwilę, a czasami kilka dni. Czasami wystarczy czas, uwaga, zadanie sobie kilka pytań, okazanie zrozumienia. Samoświadomość bardzo w tym pomaga, dlatego warto ją rozwijać. Ale czasami warto też skorzystać z pomocy specjalisty.   

Scena z film to tylko jeden przykład z życia. Podobnie mogą poruszyć w nas coś słowa koleżanki, partnera, dziecka, wiadomość od kogoś lub wpis w mediach społecznościowych. W każdej sytuacji, kiedy zauważam emocje, które mnie zaskakują robię stop klatkę i postępuje jak w poniższym opisie. 

Co zrobiłam? 

Poszłam za tym. Nie od razu.  Wróciłam, kiedy miałam na to przestrzeń i zasoby.

Poczekałam aż będę miała wystarczająco dużo czasu i będę  mogła pobyć  z tym sama. Odtwarzałam tę scenę wielokrotnie pozwalając sobie czuć wszystko. Zadawałam sobie pytania: Co czuję? Nazywałam to, co czuję. Im precyzyjniej nazwiesz uczucia tym łatwiej dotrzesz do sedna, czyli niezaspokojonej potrzeby. Na początku było tylko mnóstwo smutku i jakiejś dziwnej tęsknoty (???). Kolejne pytania: Co sprawiło, że tak czuję? O jakiej potrzebie mnie to informuje? O czym mi to przypomina? 

Aż w końcu do mnie dotarło. Od jakiegoś czasu pracowałam z ciałem, aby odzyskać dostęp do złości. Złości, którą dawno temu musiałam stłumić, której wtedy nie wolno mi było wyrazić. Byłam tak zauroczona tą sceną, bo jakaś część mnie bardzo chciała móc tę złość wreszcie wyrazić. 

Skutki (również uboczne)

Tak więc pozwoliłam sobie tę złość przeżyć i wyrazić w samotności wykorzystując ćwiczenia Alexandra Lowena. Choć przyznaję, że niechcący mąż oberwał rykoszetem. (Ech, chciałabym być już bardziej oświecona, ale rozwój to droga). A kiedy to zrobiłam, to ta scena przestała mnie aż tak poruszać, a ja odzyskałam dostęp do źródła mocy. Tak to czuję. Potrafię szybciej zauważyć moją złość, co pozwala mi lepiej nią zarządzać. Właściwie przekierowana pomaga mi działać i stawiać granice. Nie złoszczę się już sytuacjami, które kiedyś wyprowadzały mnie z równowagi. Ta stara, zapieczona złość przestała wyciekać szczelinami.  No i głową mogę wreszcie poruszać swobodnie po kilku miesiącach. Złość to potężna energia. Jeśli nie znajdzie ujścia na zewnątrz, kieruje się do wewnątrz tworząc blokady w przepływie energii i pozostałych emocji, a także prowadząc do napięć, bólu i chorób. 

Wybór zawsze należy do Ciebie

Możesz się tym nie zajmować – nie zastanawiam się, zapominam, spycham do nieświadomości, to za trudne. Pojawia się nagle taka trudna emocja i nie wiesz, co z nią zrobić. Do tej pory nie pozwalałaś sobie jej czuć, bo przecież złość piękności szkodzi, a chłopaki nie płaczą. Boisz się, co może z tego wyniknąć – a co jak już nigdy nie przestanę płakać i utonę w tym smutku? Albo kogoś skrzywdzę jak pozwolę sobie czuć złość? W końcu nikt nas nie uczy jak sobie radzić z emocjami. Problem z tą opcją jest taki, że nic z tego, co zepchnięte do nieświadomości nie znika. Będzie gdzieś szukało ujścia, wypływało z Ciebie w nieoczekiwanych momentach, bo wszystko, co nieuświadomione przejmuje nad Tobą kontrolę. To właśnie, kiedy nie jesteś świadoma swoich emocji, mogą siać spustoszenie. W Tobie i wokół Ciebie. Dobra wiadomość jest taka, że regulowanie emocji to umiejętność, którą możesz zacząć rozwijać w każdym momencie swojego życia. A kiedy już potrafisz swoje emocje zauważyć, nazwać, dasz sobie chwilę na zrozumienie, co je wywołało to Ty przejmujesz kontrolę i możesz wybrać jak chcesz zareagować.

Zdjęcie: Jason Rosewell on Unsplash