Simon Sinek autor słynnego “Znajdź swoje dlaczego” słusznie zauważył, że firmy, które jasno komunikują swoją wizję i się nią kierują przyciągają klientów, z którymi ta wizja jest spójna.
Sęk w tym, że wizja jest o przyszłości, a pytanie “dlaczego” prowadzi do przeszłości.
I choć swojego “dlaczego” szukamy w naszej przeszłości, sam Sinek zwraca uwagę, że w kontekście poszukiwania wewnętrznej motywacji słowo “dlaczego” nie jest pomocne. Dlaczego?
Ponieważ wszystkie pytania zaczynające się od “dlaczego” w odniesieniu do przeszłości najczęściej prowadzą do skupienia się na naszych słabościach, na historiach wynikających z poczucia bycia niewystarczającym.
Odkrycia do jakich nas prowadzi “dlaczego” są ważne, bo pomagają zrozumieć nasze potrzeby i przekonania, a ostatecznie pozwalają też tę naszą historię przepisać. I choć w poszukiwaniu wizji, o której pisze i mówi Simon Sinek emocje są istotne, to z mojego doświadczenia wynika, że emocje, które kryją się pod “dlaczego” nie stanowią dobrej bazy do szukania motywacji. Łatwiej wtedy o szukanie winnych. W związku z tym nie są też zbyt pomocne w budowaniu wizji biznesu na przykład, bo na poczuciu braku trudno budować solidne fundamenty.
Pamiętam jak podczas szkoły facylitatorów programów rozwojowych z końmi miałam odpowiedzieć na pytanie, dlaczego chcę robić to, co robię. I jedyne, co do mnie przychodziło, to potężny w**rw i potrzeba zadbania w końcu o siebie, bo byłam wtedy na skraju wypalenia. Lepiej najpierw zaspokoić potrzeby, bo wtedy może się okazać, że do czego innego naprawdę aspirujemy.
Bo wizja dotyczy wartości. Słynna formułka Sineka brzmi: robię ……., bo ważne dla mnie jest …… a wartości to aspiracje, a aspiracje to przyszłość.
Problem polega na tym, że łatwo pomylić potrzeby z wartościami, bo zarówno głębokie potrzeby, jak i wartości mogą się narodzić z tego samego doświadczenia.
Dlaczego ten temat?
Pamiętasz jeszcze historię z usuniętym postem o dumie? Ten incydent zaowocował już jednym artykułem, znajdziesz go tutaj. A dziś kolejny. Dla mnie chyba ważniejszy, bo tradycyjnie już, kiedy dotykam jakiegoś tematu, to wywołuję go dla siebie do głębszej eksploracji. Gdy już mi się wydaje, że jestem w domu, wtedy odsłania się kolejna warstwa i dlatego moje teksty dojrzewają jak bożonarodzeniowy piernik.
No więc po usunięciu tego posta wypłynęło na powierzchnię słowo “chwalić się” i … skurczyłam się w sobie, poczułam to specyficzne ciepło w ciele i na policzkach, chciałam zniknąć. Innymi słowy, zalała mnie fala wstydu. Chwalić się przecież nie wypada. Swoim zwyczajem zaciekawiłam się i podążyłam za informacją, jaką było to uczucie.
Najpierw próbowałam przypomnieć sobie jakąś sytuację z przeszłości, która mogła pozostawić taki ślad. Czasem wystarczy jedno takie zdarzenie, które mocno nas kiedyś poruszyło żebyśmy przez lata przeżywali je na nowo za każdym razem, kiedy tylko coś nieznacznie z nim związanego przywróci je z nie-pamięci. Żadna taka sytuacja nie przyszła mi do głowy, za to w trakcie rozkminiania pojawiła się kolejna złota myśl “nie wywyższaj się”. Kolejna fala wstydu ujawniła, że to tu leży pies pogrzebany. Bo to “nie wywyższaj się” stało w opozycji do czegoś, co przez długi czas uważałam za swoją wartość, a które ostatecznie okazało się czymś zgoła zupełnie innym. Tym czymś była równość. Czym więc była ta równość, z której przez lata byłam taka dumna jeśli nie wartością? Wszak przez lata kierowała moimi działaniami. Na przykład zawsze sprawiedliwie traktowałam współpracowników, kiedy pełniłam funkcję wicedyrektora, a jak wiesz z artykułu o docenianiu, to ważny czynnik chroniący przed wypaleniem. Moi uczniowie zawsze mogli się wypowiadać i każdy głos był dla mnie równie ważny.
Ostatecznie okazała się głęboką niezaspokojoną potrzebą równości, która zrodziła się, bo nie byłam widziana przez mamę w równym stopniu co rodzeństwo. Wartością, która również urodziła się w tym samym czasie, jest szacunek dla każdego człowieka, niezależnie od statusu, pochodzenia, miejsca w hierarchii. Trzecie z “rodzeństwa” to kluczowe przekonanie o tym, że jestem niewystarczająca, które miało ogromny niekorzystny wpływa na moje życie. Ale po kolei.
Jak odróżnić potrzebę od wartości?
Coś mi nie grało z tą równością, bo to już nie pierwsza sytuacja pokazująca, że owa równość bruździ mi równie często jak pomaga.
Pierwsza miała miejsce chyba dwa lata temu, kiedy to jadąc w windzie z sąsiadką pracującą w supermarkecie zauważyłam swoje myśli – tak ciężko pracuje, tak mało zarabia, wiec jak ja mogę chcieć zarabiać więcej pracując mniej? Z jednej strony to bardzo szlachetne zauważać takie rzeczy, z drugiej jeśli pójdę za tym, co dyktuje mi równość i wyrównam w dół, to nie pomogę ani jej ani sobie. Bo co jej przyjdzie z tego, że ja się zajeżdżam i mało zarabiam? Nic. Ale jak ja zadbam o siebie, swój dobrostan – fizyczny i finansowy, to mogę wykorzystać tę przewagę, żeby na przykład zorganizować bezpłatny warsztat, na którym pomogę jej dostrzec jej umiejętności i być może zainspiruję ją do zmiany. Być może nawet moja własna zmiana stanie się dla niej taka inspiracją.
Pod warunkiem, że się nią pochwalę. Bo kiedy tego nie robię – nie mówię głośno o swoich osiągnięciach, nie dzielę się wiedzą, żeby inni nie poczuli się przy mnie mniejsi, gorsi, (o zgrozo! )nie publikuję opinii klientek, które mi zaufały i dokonały znaczącej zmiany w krótkim czasie, to ta sąsiadka, ani żadna inna się o mnie nie dowie. Nie dowie się, że ona też może inaczej. Innymi słowy równość nie tylko sabotuje mój sukces i dobrostan finansowy, a co za tym idzie fizyczny, ale też odbiera coś innym.
Więc wróciłam do wszystkich dostępnych źródeł, w których omawiany jest temat wartości i zatrzymało mnie zdanie “wartości nie ograniczają”.
Co wartości mają wspólnego z wypaleniem?
Brak poczucia spójności z wartościami miejsca, w którym pracujemy, współpracowników, ale też naszych działań z osobistymi wartościami uznawane są za jedne z kluczowych czynników prowadzących do wypalenia. Dzieje się tak dlatego, że wartości pomagają nam nadać sens naszym działaniom, naszej pracy, naszemu życiu. Każdy z nas, niezależnie czy jest tego świadomy czy nie, ma coś, co jest dla niego cenne, jakąś wizje świata, w którym chciałby żyć, potrzebę wpływu, coś, co chciałby po sobie pozostawić. A kiedy mamy poczucie sensu, mamy też więcej energii, łatwiej się zaangażować, odczuwamy więcej przyjemnych emocji – satysfakcji, spełnienia, radości, wdzięczności. Kiedy tego brakuje idziemy w drugą stronę – pojawia się coraz więcej rozczarowania, rozdrażnienia ludźmi, z którymi coraz trudniej znaleźć wspólny język, brak energii, chęci do angażowania się, pustki, z czasem może nawet depresji. A stąd już prosta droga do wypalenia.
Pierwszym sygnałem, że coś jest nie tak są zawsze emocje. Smutek, irytacja, frustracja, złość, poczucie winy, niepokój. Jakoś rok temu, po tym jak odwiozłam syna na trening tenisa stołowego, poczułam ogromny smutek. Nie zatrzymywałam go, pozwoliłam sobie czuć i zrozumiałam, że w codziennym biegu i dążeniu do spełnienia marzenia o codzienności, w której, o ironio, mam więcej czasu dla bliskich, zgubiłam z oczu to, co ważne – jako mama chcę towarzyszyć dziecku w ważnych dla niego wydarzeniach, a zdałam sobie sprawę, że nie nigdy nie widziałam jak gra. Ten moment zatrzymania i refleksji pomógł mi to zmienić i teraz obecność na turniejach jest dla mnie priorytetem, więc układam swój grafik, tak aby było w nim miejsce na to co ważne. Bo wartości to nie cel, tylko kierunek. Taka latarnia morska, która pozwala powrócić na właściwy szlak, kiedy zbłądzimy w ciemną noc na wzburzonym morzu życia.
Co naprawdę mnie wypaliło?
Był taki moment w mojej karierze, że moje wartości i moja wizja szkoły zaczęła się coraz bardziej rozjeżdżać z wizją przełożonego i współpracowników. Ja chciałam w stronę budzących się szkół, zafascynowana ideą szkoły demokratycznej (potrzeba równości czy szacunek dla każdego człowieka małego i dużego? czy jedno i drugie?), reszta w stronę rankingozy. Miało to duży wpływ na moje samopoczucie. Jednak nie największy.
Dużo bardziej wyczerpała mnie próba zaspokojenia potrzeby bycia równie ważną i udowodnienia, że na to zasługuję. Choć ukształtowała ona moją wartość szacunku dla każdego człowieka, okazała się dużo silniejsza niż ta wartość i doprowadziła mnie do wypalenia z klasycznym objawem zmęczenia ludźmi. Bo szanowałam wszystkich tylko nie siebie. To ta potrzeba sprawiała, że zostałam Perfekcyjną Zadowalaczką, zgadując potrzeby innych zanim oni sami zdążyli o nich pomyśleć i dbającą o komfort innych bardziej niż o swój własny. To ta potrzeba i przekonanie, że nie jestem wystarczająca, które wyrosło na jej gruncie, sprawiły, że brałam na siebie więcej obowiązków, pracowałam więcej, ciągle dążyłam do harmonii – przepraszałam nawet, jeśli wina ewidentnie była po drugiej stronie, nie odmawiałam, nie wyznaczałam granic. Rodzina, która też jest dla mnie ważna, również zeszła na drugi plan. Nie tylko w kwestii czasu i uwagi, ale również finansowym, bo pracowałam dużo za bardzo małe pieniądze i choć mnie to wkurzało i czułam się coraz gorzej, to ciągle tkwiłam w miejscu, w którym nie miałam szansy zarabiać więcej. Bo nie wierzyłam, że jestem wystarczająco dobra, żeby próbować gdzie indziej.
Prawdziwe zasięgi nieuświadomionego
Co ważne, te głębokie, niezaspokojone potrzeby i przekonania z nich zrodzone nie motywują twoich działań tylko w miejscu pracy. Rozłażą się jak szarańcza na wszystkie obszary życia i motywują wszystkie twoje działania.
Nie przestajesz być perfekcjonistką, kiedy zamykasz drzwi biura lub kiedy zamieniasz etat na własną firmę. Jesteś nią również, kiedy koleżanka zapowiada się z wizytą, a ty na szybko sprzątasz łazienkę. Jesteś nią, kiedy twoje dziecko sześcioletnią rączką stara się równo narysować nutki i ty choć nic nie mówisz, Twoje ciało krzyczy, a twoje dziecko i tak czuje, że niewystarczająco dobrze (po 12 latach ciągle nie potrafię sobie wybaczyć, choć mamy to z synem przegadane i go przeprosiłam. Wielokrotnie). I kiedy po raz kolejny poprawiasz posta, w którym w końcu mówisz, co myślisz i go nie publikujesz. I kiedy masz ten pomysł na super rolkę, ale mówią, że w twojej branży nie wypada w taki sposób. Albo nigdy nie odważasz się zaprosić do programu, bo ciągle czujesz, że nie jest wystarczająco dobry.
Podobnie nie przestajesz zadowalać innych. I nie odmawiasz. Robisz to w równym stopniu w pracy jak i z bliskimi, jak i z przyjaciółmi. Na przykład masz coś pilnego do zrobienia, a przyjaciółka, mama, siostra nagle dzwoni ze sprawą niecierpiącą zwłoki. Z dziećmi to wiadomo, trochę inaczej, ale też. Całkiem niedawno pozwoliłam sobie nie być tylko mamą. Nie na zewnątrz, bo mój syn za chwilę osiągnie pełnoletność i jest bardzo samodzielny, tylko w środku.
W każdym z tych obszarów te niezaspokojone potrzeby równym stopniu cię wypalają.
Ty wybierasz to, do czego aspirujesz
O ile potrzeby są uniwersalne – wszyscy mamy takie same – wartości możemy wybrać świadomie.
Ty wybierasz to, do czego aspirujesz, jakim człowiekiem – partnerką, partnerem, rodzicem, dziadkiem, przyjacielem, liderem, szefem, współpracownikiem – chcesz być i o jakim świecie marzysz. Na każdym etapie życia inne rzeczy mogą stać się dla Ciebie ważne. Twoje wartości się zmieniają, bo Ty się zmieniasz – zdobywasz nowe doświadczenia na przykład zostajesz rodzicem, albo twoje dziecko wyfruwa już z gniazda.
Dla mnie takim kluczowym doświadczeniem było moje wypalenie.
Uświadomiłam sobie, że wszystko co mnie do niego doprowadziło oraz sytuacja ekonomiczna, w jakiej się znalazłam w jego wyniku sprawiły, że dobrostan, zarówno fizyczny, psychiczny, jak i finansowy, mój i mojej rodziny stał się dla mnie bardzo ważny i ta świadomość pomaga mi teraz podejmować kolejne decyzje. Na przykład ta wartość sprawia, że obecnie rozwijam swój biznes w szacunku dla siebie, mimo że oznacza to, iż pewnie potrwa to dłużej. Bardziej dbam o siebie – postanowiłam, że kończę pracę o 17.30 i przynajmniej 4 razy w tygodniu idę na co najmniej godzinny spacer. Dbam o czas dla rodziny i o czas z przyjaciółmi, bo relacje mają największy wpływ na dobrostan. Wybieram takie sposoby działania, które są bardziej spójne z moimi potrzebami.
Również z tego powodu zmodyfikowałam pierwotną wizję tego, co chcę wnosić do świata. Ciągle chcę wspierać ludzi w realizowaniu marzeń i budowaniu biznesu, ale z większym naciskiem na szacunek dla siebie, zadbaniem o to, co ważne i dobrostan właśnie. Bo wiem, co może się wydarzyć, kiedy tego nie uwzględniamy.
Tak jak opisuje Sinek, ta wizja świata, w którym ja i inni ludzie są spełnieni i zadbani pod każdym względem, dodaje mi energii do działania mimo niepowodzeń.
Właściwe pytanie
Historia z usuniętym postem ostatecznie sprowokowała mnie nie tylko do napisania dwóch artykułów, ale również do zrobienia generalnego przeglądu moich wartości. I mam nadzieję, że ten tekst Ciebie również do tego zainspiruje.
Bo kiedy wybierasz świadomie, stajesz się twórcą własnego życia.
Jeśli tego nie robisz, w kółko odtwarzasz stare historie w nowej scenerii.
No więc jakie jest właściwe pytanie, kiedy szukamy wartości i tworzymy wizję?
Po co? Po co chesz coś robić? Jaki świat chcesz stworzyć dla siebie, twoich dzieci innych ludzi? Jak chcesz zostać zapamiętana/ zapamiętany?
Możesz poszukać sam/a albo możemy to zrobić wspólnie.
Jak widać oferuję kompleksowe i głębokie podejście do problemu:).
Zapraszam.
A na pytanie, po co jeszcze Ci wartości, poza wizją, która Cię rozświetla, odpowiem w kolejnym artykule.
Do przeczytania
Asia
Zdjęcie na grafice zrobione w Pepitko – pracowni szycia w Dąbrowie Górniczej podczas spotkania, na którym powstały serduszka dla Fundacji Spełnionych Marzeń z Warszawy.


