Jak docenianie siebie chroni Cię przed wypaleniem i wspiera cię w twoich w działaniach?

Czy potrafisz spojrzeć w swoje odbicie bez wstydu? Z czułością, z wdzięcznością, z uznaniem dla drogi, którą przeszłaś?

Opublikowałam post o docenianiu w kontekście wypalenia — napisałam, z czego jestem dumna i zaprosiłam do tego samego obserwujących.
A po dwóch dniach, pod wpływem emocji, usunęłam go ze wszystkich serwisów.

Dlaczego?
Bo podczas rozmowy z koleżanką, która mnie obserwuje, usłyszałam, że wygląda to tak, jakbym miała wszystko poukładane i że wszystko mi wychodzi.
Wiem, że to trochę moja wina, bo pokazuję głównie lśniący efekt — typowe dla perfekcjonistki.
Ale przecież tak nie jest.
Są rzeczy, których się nauczyłam i takie, z którymi ciągle pracuję.

Przykład stanowi historia tego jednego posta.
Dlatego pokażę Ci kawałek mojej drogi — i przy okazji wyjaśnię, jak docenianie siebie chroni przed wypaleniem.

Moja historia: od Brzydkiego Kaczątka do Łabędzia

Najzabawniejsze w tej sytuacji jest to, że tamten post napisałam… bo potrzebowałam siebie podbudować.
Od kilku miesięcy pracuję z tym, by zaakceptować swoją historię.

W styczniu, podczas studiów Baśnie jako terapia holistyczna. Nowy paradygmat, pracując z baśnią Brzydkie Kaczątko, zauważyłam, że odwracam wzrok od tego, kim byłam — od Brzydkiego Kaczątka właśnie.
Tego, które ciągle pukało do niewłaściwych drzwi, z nadzieją, że w końcu zostanie przyjęte.

Trudno mi było patrzeć na to, jak bardzo opuszczałam siebie.
Jak próbowałam udowodnić swoją wartość poprzez pracę — aż się wypaliłam.
Choć dziś potrafię już w dużej mierze oddzielić swoją wartość od tego, co, jak i ile robię, to wciąż trudno mi sobie wybaczyć, jak długo tkwiłam w miejscu, w którym musiałam ukrywać swoje skrzydła.

Ale właśnie ta praca — nad akceptacją, nad uznaniem swojej historii — pozwoliła mi zobaczyć coś ważnego.
Żeby przyjąć zachwyt innych łabędzi, Brzydkie Kaczątko najpierw musiało spojrzeć w taflę wody i zobaczyć siebie.

I dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego napisałam tamten post.
Nie po to, żeby się pochwalić.
Ale żeby przypomnieć sobie — i innym — że docenianie siebie jest ważne.
To fundament.
Bez niego bardzo łatwo się wypalić — zarówno w pracy na etacie, jak i we własnym biznesie. I dodaje sił, kiedy robi się trudniej i zaczynamy wątpić.

Co docenianie ma wspólnego z wypaleniem?

Z badań Christiny Maslach i jej współpracowników wynika, że brak uznania to jedna z ważniejszych przyczyn wypalenia. Jeśli dajesz z siebie dużo, a nie czujesz, że ktoś to zauważa, zaczynasz mieć wrażenie, że Twoje wysiłki nie mają znaczenia.
Że to, co robisz, nie budzi żadnego echa. W rezultacie pojawia się frustracja i rozczarowanie — a te emocje to ogromny wydatek energetyczny.

Na etacie może się to objawiać zupełnym brakiem reakcji na twoje działania albo ciągłym podnoszeniem poprzeczki.

W biznesie to brak reakcji, brak zapisów, brak lajków.
I w jednym, i w drugim przypadku działa ten sam mechanizm: poczucie, że to, co robisz, nie ma sensu. A stąd już bardzo blisko do wypalenia.

Docenienie nie musi oznaczać pieniędzy czy awansu, choć to również bardzo ważny aspekt. Czasem to zwykłe „dziękuję”, zauważenie wkładu, zapytanie cię o zdanie, które daje Ci poczucie, że Twój głos się liczy. Bo kiedy tego brakuje — gaśnie energia, motywacja i radość z pracy.

Gdy dajesz dużo, a dostajesz niewiele

Sytuacja, w której dajesz z siebie wszystko, a twoje zaangażowanie nie jest odpowiednio zrekompensowane, budzi naturalne poczucie niesprawiedliwości.
Nasz mózg potrzebuje nagrody, aby utrzymać motywację. Ale jest przede wszystkim nastawiony na przetrwanie, które w obecnej rzeczywistości związane jest w głównie z kontaktami społecznymi i zagrożenia z tym związane -jak poczucie niesprawiedliwości- traktuje na równi z zagrożeniem fizycznym.

W rezultacie poczucie niesprawiedliwości bardzo mocno uruchamia układ limbiczny — emocje — i prowadzi do reakcji stresowej i emocjonalnego dołka, który może trwać nawet kilka dni. Już sam stres i emocje to czynniki wypalające, a jeśli dodamy do tego jeszcze konsekwencje w postaci spadku zaufania, gotowości do współpracy oraz zmniejszenie się poczucia więzi — to mamy już prawie komplet z klasyfikacji Maslach.

Krytyka nie motywuje. Docenienie — tak.

Bez pozytywnej informacji zwrotnej trudno dostrzec, co robimy dobrze.
Zamiast się rozwijać, tkwimy w miejscu.

Wciąż pokutuje przekonanie, że krytyka motywuje bardziej, a pochwała rozleniwia.
Z mojego doświadczenia — zarówno jako nauczycielki, jak i coachki — wiem, że jest odwrotnie.

Dostrzeganie najmniejszych osiągnięć motywuje dużo bardziej.
I nie chodzi tylko o efekt końcowy — ale o każdą próbę, o każde „inaczej”, o każde „pierwszy raz”. Bo jeśli znaczenie ma tylko wynik, każda nieudana próba boli podwójnie. 

Dlaczego warto nauczyć się doceniać samą siebie?

Kiedy znamy swoje mocne strony:

Potrafimy odróżnić, które informacje zwrotne są o nas, a które są jedynie odbiciem emocji drugiej osoby.

Długo tego nie potrafiłam.
Przez lata moje poczucie własnej wartości było zbudowane na opiniach innych ludzi. To stanowiło jeden z głównych powodów mojego wypalenia.

Przez długi czas żyłam sklejona z opinią sporej części społeczeństwa o nauczycielach —że to ludzie, którym „nie wyszło” i nie są wystarczający, aby odnaleźć się nigdzie indziej. A to świetnie pasowało do mojej własnej narracji na mój temat. To przekonanie długo podcinało mi skrzydła — coraz trudniej było mi uwierzyć, że mogę coś więcej, że to, co potrafię, ma wartość także poza szkołą. 

Aż do 2014 roku, kiedy wzięłam udział w projekcie międzynarodowym.

Podróżowałam po Europie, rozmawiałam z nauczycielami, odwiedzałam szkoły. Tam nauczyciel to ktoś z autorytetem, zaufaniem, wpływem.

Zadania, które realizowałam wymagały ode mnie elastyczności, innowacyjności, kreatywności, odwagi, przywództwa i współpracy — a ja po raz pierwszy od dawna poczułam, że jestem kompetentna. Że potrafię organizować, słuchać, wspierać, inspirować. Działania projektowe oraz uznanie partnerów sprawiły, że coś się we mnie przestawiło. 

Pomyślałam:

„Może to, jak siebie widzę, to nie jest prawda. Może naprawdę mogę więcej.”

Do dziś uważam, że spotkanie z innymi ludźmi najszybciej weryfikuje nasze przekonania. Czasem wystarczy jedno takie doświadczenie, żeby pękła skorupa, która trzymała nas w miejscu. 

Przestajemy uzależniać swoje działania od oceny innych

Docenianie siebie nie oznacza braku pokory. To świadomość, że nie potrzebujesz już nieustannie potwierdzenia z zewnątrz. Nie rezygnujesz z wyrażenia własnego zdania, pomysłu, opinii, tylko dlatego, że ktoś może to ocenić negatywnie.

W biznesie to szczególnie ważne. Widzę to u wielu kobiet, z którymi pracuję, ale też w sobie: zwlekanie z ogłoszeniem programu, warsztatu, nowej oferty, bo pojawia się lęk przed oceną — a jeśli nikt się nie zapisze? A jeśli nikt nie zareaguje? A jeśli to, co oferuję nie będzie wystarczająco dobre?
Czasem wystarczy brak kilku lajków, żeby pojawił się wstyd i chęć schowania.
Tymczasem to właśnie docenianie siebie daje siłę, żeby działać mimo lęku, bez oczekiwania natychmiastowej reakcji, bo wtedy nie szukamy potwierdzenia wartości w efekcie.

Niepowodzenia przestają być porażką, a stają się informacją zwrotną.

Nie łączysz efektów działań z twoją wartością. Bo w życiu wiele rzeczy nie wychodzi od razu – bez umiejętności docenienia siebie łatwo wtedy zwątpić, zatrzymać się tuż przed tym, jak coś miało zadziałać.

Łatwiej przyjmujesz uznanie.

Kilka miesięcy temu, gdy dostałam dodatek motywacyjny, od razu poczułam, że muszę to „oddać” —
więc pojechałam na pięciodniową wycieczkę jako opiekunka,  mimo że obiecałam sobie, że już tego nie zrobię. W tygodniu, kiedy pisałam ten artykuł otrzymałam nagrodę dyrektora, której się nie spodziewałam i widzę, że potrafię już po prostu przyjąć to, że ktoś docenia moją codzienną pracę. Bez poczucia długu. Bez konieczności odwzajemnienia. Jest postęp.

Adekwatnie wyceniasz swoją pracę lub usługi.

Do-cenianie ma wiele wspólnego z wy-cenianiem. Kiedy znasz swoje mocne strony, wiesz, jaką wartość naprawdę wnosisz — nie mierzysz jej już czasem spędzonym przy biurku.
Przestajesz przeliczać godziny.
Zaczynasz widzieć, że to, co dajesz ludziom, to nie tylko wiedza czy umiejętności, ale też Twoja energia, obecność, doświadczenie, sposób w jaki tworzysz przestrzeń.

I wreszcie — kiedy potrafimy doceniać siebie, nie porównujemy się z innymi.

Zaczynasz widzieć, że każdy jest na innym etapie, z innym doświadczeniem i tempem. A porównywanie tylko uruchamia stres i zabiera energię, którą mogłybyśmy przeznaczyć na rozwój lub działanie.

Co dziś w sobie doceniam

Docenianie siebie to nie jednorazowy akt.
To codzienna praktyka zauważania tego, co dobre, małe, niedoskonałe, ale nasze.
To moment, w którym mówisz do siebie z czułością:

„Widzę cię. Wiem, jak bardzo się starasz. Wiem, że to, co robisz, ma znaczenie.”

Duma nie jest pychą.
To uznanie swojej drogi, odwagi i wysiłku, nawet jeśli po drodze się potykasz.\

Dziś jestem dumna z tej małej Asi, która ciągle we mnie mieszka. Z tej, która nie wiedziała, że może inaczej, ale próbowała na tysiąc sposobów, czasem nieudolnych, znaleźć sposób, żeby przetrwać, żeby pasować, żeby zasłużyć.

Dzięki niej wiem, jak to jest się zgubić, i dzięki niej potrafię dziś prowadzić innych w ich własnej podróży do siebie. Uczę się doceniać to, czym mnie obdarowała:

🔸niezwykłą pracowitość i nieustępliwość w tropieniu schematów, które nie pozwalają mi na bycie sobą i zmienianiu ich,

🔸odwagę w zaglądaniu w ciemne zakamarki i mierzeniu się z emocjami, które się z tym wiążą

🔸determinację, z jaką uczę się stawiać granice  w życiu osobistym i zawodowym, choć to zawsze trudne dla zadowalaczki innych, którą byłam przez większość życia

🔸czułą obecność — taką, jaką dawałam innym, a dziś potrafię dać też sobie.

To również dary dla moich klientów, bo wszystkim, co odkryję i nazwę dla siebie dzielę się z nimi.

Jestem dumna, że w 2022 roku odważyłam się być ze sobą szczera. Zobaczyłam prawdę — że to, co pchało mnie do działania, było potrzebą akceptacji. I to właśnie ta potrzeba była głównym źródłem mojego wypalenia.

Ten moment szczerości był game changerem.
To wtedy zaczęła się moja prawdziwa transformacja.

Dumna jestem też z tej Asi, która teraz piszę te słowa. Z tej, która wciąż się uczy — przyjmować uznanie, zatrzymywać się, nie ścigać ideałów i patrzeć w lustro z łagodnością, nie z krytyką.

Bo kiedy uczymy się doceniać siebie, uczymy się też ufać życiu. Widzimy, że nie musimy już zasługiwać na obecność, miłość, uznanie.
Wystarczy być.
Z odwagą, miękkością i zaufaniem, że to, kim jesteśmy — wystarczy.

Jednak nie we wszystkich obszarach poczucie dumy przychodzi mi łatwo. Zazwyczaj dużo łatwiej mi docenić to, w co włożyłam wysiłek, niż to, co przychodzi mi naturalnie — lekko, z czucia – efektywne zarządzanie energią innych, wyłapywanie wzorców, dostrzeganie w ludziach tego, czego sami jeszcze w sobie nie widzą, wydobywanie tego na powierzchnię i wzmacnianie. A także moją intuicję i czucie — to samo, od którego przez lata byłam odcięta, a które okazało się moim największym zasobem. Bo uznanie i wycenienie tego wciąż stanowi dla mnie wyzwanie.

A Ty?
Z czego dziś jesteś dumna?
Może to właśnie ten moment, żeby spojrzeć w taflę wody i zobaczyć siebie naprawdę. Bo każda historia uznania zaczyna się od tego — że w końcu dostrzegasz siebie.

P.S.

Po tygodniu pracy z tym tematem zobaczyłam, że docenianie zazwyczaj nie stanowi już dla mnie trudności   — a problem z publikacją posta leży głębiej – w moim nawykowym dbaniu o komfort innych kosztem własnego. Skąd się to wzięło i jak na mnie wpływa?
O tym napiszę w kolejnym tekście. 

Asia, w drodze.
12.10.2025